Codziennik Podróżniczy #2

Posted on

Miło jest czasem wrócić do miejsc, w których się było i które się bardzo spodobały. A może nie? Z jednej strony dobre wspomnienia odżywają, można odwiedzić jeszcze raz swoje ulubione miejsca, spotkać się ze starymi przyjaciółmi albo poznać nowych. Z drugiej strony, wszystko może pójść nie tak – miłe miejsca mogą okazać się wcale nie tak miłe, jak się pamiętało, przyjaciele mogą okazać się jednak tylko znajomymi, a starych, dobrych czasów nie da się ożywić. Co w takim razie z miejscami, w których wcale się nie podobało? Takim miejscem była dla mnie Guadalajara. A jednak wróciłam – i wcale nie żałuję.

Wpis nostalgiczny.

Posted on

Okazało się, że przez zbieg niefortunnych okoliczności nie pojadę do Polski tego lata. Smutno mi, bo nie będzie mnie na dwóch ślubach, na których bardzo chciałam być. Jestem też więcej niż nieco poirytowana moim absolutnym brakiem umiejętności objęcia rozumem zadań logistycznych. Ryzyko zawodowe, chciałoby się powiedzieć – albo ryzyko braku zawodu.

Opowieść o dwóch Cancún

Posted on

Nie lubię Amerykanów – powiedział Anwar pierwszego dnia po moim przyjeździe. – Lubię tylko ich pieniądze.

Anwar mieszka w Cancún, turystycznej Mekce Meksyku. Cancún powstało w latach siedemdziesiątych. Grupa bankierów, dostrzegłszy jak dużo Meksyk może zyskać na rozwoju turystki, postanowiła stworzyć konkurencję dla popularnego wówczas Acapulco i zbudować od zera wakacyjny raj. Początkowo brano pod uwagę kilka różnych lokalizacji. Ostatecznie wybór padł na maleńką wioskę rybacką w nieco zapomnianym zakątku Morza Karaibskiego.

Zmiany, zmiany.

Posted on

Rok temu pisałam, że nowy rok nigdy nic nowego mi jednak nie przynosi i dlatego huczne jego celebrowanie wydaje się zbędnym. Cóż, to dalej nie jest moje ulubione święto, ale ten rok niesie ze sobą duże zmiany – i sam ten fakt jest jedną z nich. Co jeszcze się zmienia?

Smutny wpis o metrze

Posted on

W zeszłą środę ktoś przy mnie umarł. Jakiś mężczyzna upadł na tory prosto pod nadjeżdżający pociąg. Miałam w uszach słuchawki, patrzyłam w przeciwną stronę i myślałam o tym, że pewnie spóźnię się do pracy. Dźwięk nadjeżdżającego pociągu przedarł się przez wszystkie bariery, które próbowałam przed nim postawić, zaczęłam więc mentalnie przygotowywać się do walki o kawałek miejsca na mnie samą i książkę, którą zamierzałam czytać. Było tuż przed szóstą, godzina szczytu, tłumy. Wtem pociąg, który miał powoli dotoczyć się do końca peronu, gwałtownie zatrzymał się w jego połowie. Nieśpiesznie podniosłam wzrok znad telefonu. Jeden z konduktorów przechadzał się wzdłuż pociągu, drugi wyglądał z budki maszynisty, z jedną nogą na peronie, a drugą jeszcze w środku. Znikąd pojawił się policjant. Wyjęłam z uszu słuchawki. – Mięso -powiedział konduktor na peronie do tego w pociągu. – Nie ma co. Zostało z niego tylko mięso, trzeba dzwonić.

Miasto dla miasta

Posted on
Cudowności papierologii

Tuż przed świętami zgubiłam kartę migracyjną. To malutka, cieniutka karteluszka wielkości paszportu, którą służby migracyjne wręczają podróżnemu na granicy, by ten przy wyjeździe ją zwrócił. Wszyscy traktują tę kartę niesamowicie poważnie i mówią, że za żadne skarby nie można jej zgubić – chociaż nikt do końca nie jest pewien dlaczego, bo to służby migracyjne ją wypełniają i zatrzymują elektroniczną kopię. Tak czy inaczej, wszyscy w biurze wpadli w panikę. Ja wpadłam w panikę. Inni nauczyciele, którym powiedziałam o mojej niefortunnej zgubie też wpadli w panikę. Okazało się, że nikt wcześniej karty migracyjnej nie zgubił i nie wiadomo, co się ze mną stanie.  Tak zaczęła się rozmowa o naszych dziwnych doświadczeniach z rosyjską biurokracją. Okazało się, że wszyscy mieli z nią jakieś przejścia i nikt do końca nie rozumie dlaczego problemy się pojawiły i jak w końcu zostały rozwiązane. Rosyjska biurokracja istnieje sama dla siebie i nikt nie jest w stanie nadążyć za jej pokrętną logiką.

Budynek, którego nie rozumiem

Posted on

Dwa razy w tygodniu wcześnie rano przechodzę obok budynku widocznego na poniższym zdjęciu. To Sobór Chrystusa Zbawiciela, budynek, którego historia koncentruje w sobie tragiczne losy Rosji i rosyjskiej cerkwi ostatnich dwóch stuleci: carski przepych, okrucieństwo i absurdalność stalinizmu, praktyczną tymczasowość późnego komunizmu i powrót do carskiego przepychu. To też budynek, który działa mi na nerwy za każdym razem, kiedy go widzę i którego istnienia nie rozumiem.

Metro – kroniki towarzyskie. Stanfordzki eksperyment więzienny.

Posted on

Moskiewskie metro potrafi wywrzeć przytłaczające wrażenie na nowo przybyłych,  szczególnie jeśli, tak jak ja, przybywają z pieszo-kolejkowego Edynburga. Żeby jakoś przetrwać godziny szczytu trzeba włączyć w sobie tryb prawa dżungli: przepychać się między ludźmi, wyprzedzać ich z prawej strony,   wpychać się przed nich na schodach ruchomych, razem z nimi szturmować już i tak pełne po brzegi wagony, uważając jednocześnie na staruszki znikąd pojawiające się pod nogami (zazwyczaj sprowadza się to do wyboru między popchnięciem jednej ze wspomnianych staruszek a zatrzaśnięciem plecaka po złej stronie drzwi). Nie muszę już pewnie dodawać, że i ja od czasu do czasu ten tryb muszę włączyć, chociaż jakaś część mnie stanowczo się temu sprzeciwia, ściska mnie w dołku i mówi „Ale przecież tak nie można!”.

Nowe życie w megapolis, czyli czego dowiedziałam się o Moskwie (i sobie) przez ostatnie trzy miesiące.

Posted on

Nowy rok, jak już wcześniej wspomniałam, mało niesie ze sobą nowości – przynajmniej dla mnie. To też najgorszy okres na podejmowanie postanowień, tłusty czas dla sprzedawców karnetów na siłownię, moment zbiorowej hipnozy i niewiary we własny słomiany zapał. To jednakowoż dobry moment na podsumowania – umowny koniec i początek, kiedy nadmierna skłonność do refleksji nad własnym życiem łatwiej jest przez otoczenie wybaczana. Minione trzy miesiące były dla mnie bardzo ważne – i bardzo ciekawe. Dowiedziałam się dużo o Moskwie, o Rosji, o Rosjanach i o sobie. Niesiona żywym jeszcze duchem Nowego Roku postanowiłam podzielić się tym wszystkim z Czytelnikami.