Po dwóch miesiącach spędzonych w domu z nogą w gipsie (co, nie ukrywam, miało swoje dobre strony) wróciłam do Moskwy, z zapasami entuzjazmu i pomysłów. Cudownie jest znowu móc się ruszać. Wyjeżdżałam z ciemnego, ponurego miasta w środku zimy, a wróciłam do miasta tchnącego wiosną, pełnego zakochanych całujących się w słońcu. Wtorek zastał mnie w WDNH, byłym sowieckim centum wystawienniczym, gdzie nowe i stare schodzą się ze sobą w przedziwne sposoby: